i jon doŭžyŭsia ŭžo niekalki dziesiacihodździaŭ, kali žyćcio asobnaha čałavieka było nadta mała čaho varta... Arsień Lis pačaŭ publikacyju svaich uspaminaŭ.
Dziciačaje ŭsprymańnie śvietu, žyćcia — liniejnaje. Dlapiaci-siamihadovaha chłapčaniaci zychod Polščy, prychod Savietaŭ, pačatak vialikaj vajny — prosta pačarhovaja źmiena padziej, žyvyja abrazki času, pamiatnyja i źnikomyja ŭražańni.
Zima 1940 hoda zapomniłasia nie stolki vialikimi marazami (jany taki siahali saraka hradusaŭ, stralali vuhły budovy, staryja drevy), jak śniežnymi zanosami. Vulica raptam uzvysiłasia vializnymi hurbami — pajšła vyšej płatoŭ.> Baču i praz hady, jak maci ŭ
Ščaślivaje dušeŭnaje ŭzrušeńnie słovam, miełodyjaj na ŭsio žyćcio — byvaje takoje. Uražvała jašče paviedamleńnie z repraduktara, vyklikała podziŭ, niedaŭmieńnie. Dyktar bojka raskazvaŭ pra hieraičnuju pracu budaŭnikoŭ, jakija na sarakahradusnym marozie ŭzvodzili vysotnyja budynki. «Jak čałaviek vytrymlivaje tam, na ryštavańniach, na hetkim siviery?» — dumała, pytałasia ŭ siabie. U pačakalni na stancyi Sarny stałaha vieku
Tam, pad Roŭna, žončyny adviedziny byli niečakanaściu. Zdałosia, baćka až spałochaŭsia, ubačyŭšy jaje la łahiernaj bramy.U asobym stanie, apranutaja ŭ dobraje zimovaje palito, nabytaje ŭ znajomaha smarhonskaha kramara, pobač z chudarlavym, harbanosym łahiernym administrataram, jana vyhladała dosyć samavita. Nie skazać, što źmizarniełym łahiernikam ubačyła jana i svajho Siarhieja. Byŭ nie ŭ vajskovych abnoskach, jak dzie chto, a ŭ cyvilnym ścipłym kartovym kaściumčyku. Nibyta na volnym pasialeńni, choć łahiernyja budynki bačna abchodziła naŭkoł vysakavataja dracianaja aharodža. Havaryć mižsobku im nichto nie pieraškadžaŭ. Muž pachvaliŭsia, što vybivajecca va ŭdarniki. Tolki časam niejak niazvyčna trymaŭ pravuju ruku. Pryznaŭsia, što achvaciŭ jaje: tački sa žviram pad naścił dla ćviordaha pakryćcia darohi — ciažkija.
* * *
Kali paśla lutych marazoŭ 1940 hoda nastupiła viasna, naša siadziba apynułasia ŭ niazvyčnym atačeńni. Vymierz biez mała ŭvieś vialiki stary dziedaŭ sad. Zastałosia tolki try letnija jabłyni na pryhumieńni. Jany byli miascovaha zavodu i akazalisia bolš ustojlivymi pierad marazami.Niepadalok ad chaty staraja hruša, što zvyčajna kožnuju viasnu apranałasia ŭ bieły velum sukviećciaŭ, ciapier na fonie siniaha nieba toŭstymi miortvymi sukami nahadvała raśpiaćcie. Niesamavita hladzielisia taŭščeznyja kamli
a ź im, jak u starejšaha, iDruhuju zimu z 1940 na 1941 hod my z maci zimavali biez baćki, ale ŭžo ŭtraich. U mianie źjaviŭsia małodšy bracik Lonia,
Ja čakaŭ baćku. Zdarałasia, jak pahladzieć z addali času, dyk i śmiešna. Uzabraŭšysia na zaśniežanuju strachu padpavietki, ja ŭhladaŭsia ŭ
Z pałonu jon viarnuŭsiaByła ranica. My z maci jakraz śniedali, kali naš Neruś, niejak niazvyčna jaŭknuŭšy pad aknom, strymhałoŭ kinuŭsia na Bukarava. Što duchu paimčaŭ nasustrač mužčynu z čamadanam u ruce i praz momant užo kidaŭsia na jaho biez łaju. Kazaŭ baćka, što navat patrapiŭ liznuć jaho kolki razoŭ u tvar. Jak było nie paznać nam taho, kaho biez mała dva hady čakali.čakana-niečakana . Tolki za dva miesiacy da vybuchu novaj vajny.
Nie paśpieŭ baćka doma ahledziecca, jak pryjšła paviestka z vajenkamata — nakazvali nieadkładna źjavicca ŭ Smarhoni z kaniom i kalaśmi. Atrymaŭ narad vazić kamieńnie na pabudovu aeradroma. Novaja ŭłada zahaspadaryła dynamična. Niekamu pryrezała panskaj dy asadnickaj ziamli. Tut ža adrazu klikali sialan u kalektyŭnuju haspadarku, nieviadomuju na zachodniebiełaruskich ziemlach z časoŭ cara Harochu: abščynnaje ziemlekarystańnie na tutejšych abšarach adyšło ŭ niabyt jašče ź siaredziny XVI stahodździa, časoŭ ahrarnaj reformy Žyhimonta Aŭhusta.Mužčyny ź zimy 1940 hoda byli kinuty na vysiečku i traloŭku zavilijskich lasoŭ. Praz Zaleskuju stancyju išli i išli ešałony z čyrvonaarmiejcami i vajskovaj technikaj, tankami. Usio dzieś u adzin bok, na Zachad.
Niadoŭha daviałosia baćku vazić kamieńnie na aeradromnuju budoŭlu. Iznoŭ zahrymieła, i na hety raz macniej, čym kali. U niadzielu niechta prynios askabałak
Mnie tady karcieła adšukać u alšeŭniku jaho tankiscki šlem, jaki ščaślivy ŭciakač z pałonu, pakul aśmieliŭsia akliknuć sa svajho schovu ŭ kustach baćku, sunuŭ u karčy. Nieviadoma, ci ŭdałosia biedačynie dabracca da frontu: šmat niebiaśpieki čakała tady čałavieka.
Vidać tamu, što z druhoha, palavoha kanca Viotchava, nie było vychadu na haściniec. Praź niekalki dzion jany pavalili hrupkami pa niekalki čałaviek. I ź vielmi niazvyčnym, jak nam usim zdałosia, dla sałdataŭ kłopatam. «Matka, jajka, puter, špek!» — nakazvali vajaki ŭŹjavilisia i niemcy. Samyja pieršyja z treskam na matacykletach pralacieli praz usiu viosku i zaraz ža paviarnuli nazad.
Ale božyja stvareńni byli na starožy i pry nabližeńni sałdata rupna baranilisia. Vajaŭničy ton čužanicy źmianšaŭsia, jon bieh baraznoj nazad da chaty, adhaniajučy rukami ad šyi i vušej raźjatranych pracaŭnic miadovych palan.Raz, praŭda, zahlanuli da baćkavych pčoł śpiecyjalisty, nie prafany. Z šaści karanikoŭ spraktykavanym vokam adrazu prykinuli try lepšyja siamji, vybrali ŭvieś miod da apošniaj ramki. Na toj raz u chacie stali źbiracca susiedzi. Moj mały bracik, siedziačy na rukach u baćki, sarvaŭ jaho šapku i kinuŭ na rabaŭnikoŭ. Tady adzin z aficeraŭ, a heta byli jany: pa pahonach baćka rasčytaŭ ich zvańni, dastaŭ pistalet i staŭ akuratna vycirać jaho nasoŭkaj. Paśla taho najezdu maci paraili schadzić u hminu, užo była arhanizavana
Byŭ jašče taki epizod. Adnaho dnia zajšoŭ u chatu, pastukaŭšy, sałdat i, ničoha nie prosiačy, nie zahadvajučy, staŭ niałoŭka taptacca pry ścianie, bližej da kačarežnika. «Što jon choča?» — sumiełasia maci. «Daj ty, Alena, na ŭsiaki vypadak jamu jajko», — zdahadaŭsia baćka. Maci vyniesła ź sianiej jamu adno jajko, i siaržant, miarkujučy pa pahonach, schapiŭ jaho ź niezvyčajnaj radaściu dy zakivaŭsia ŭ pakłonie.
Zusim niečakanaj dla baćkoŭ adnojčy była pretenzija sałdata, palityčna pilnaha, ci jamu nie stała žadanaha jajka, ci što inšaje jaho ŭzburyła, dobra nie pamiataju.
Pomnicca adno, jon raptam vyziaryŭsia na partret Janki Kupały, što visieŭ u nas z časoŭ BiełaruskajTady jaho razam z knižkami, pamiataŭ baćka, vaziła i pradavała niejkaja žančyna ź Vilni. Jak na siahońniašni moj dośvied, była heta samavitaja hrafika mastaka Jazepa Horyda. Vyjava paeta, ładnaja pamieram, adbitaja na kardonie litahrafskim sposabam. Kupała ŭdumliva, vačyma, poŭnymi nadziei, hladzieŭ na śviet, ludziej — u budučyniu. «Stalin?!« — tyckajučy rukoj u napramku kuta, dzie visieŭ partret, złosna dapytvaŭsia vajaka. Mabyć tamu što niadaŭna ŭ nas dziaržaŭna haspadaryła pałynčyzna i ad zdahadki, što siarod niamieckich sałdataŭ traplalisia paznańščyki, aniamiečanyja ciaham hadoŭ, staralisia parazumiecca z prychadniamisialanska-rabotnickaj hramady.
Praź niejki čas prychod žabrakoŭ u
Adnaje niadzieli na viotchaŭskaj vulicy abjavilisia niejkija niazvyčnyja vajaŭniki. Apranutyja ŭ
Heta ž, torhajučy bieły abrus, dapytvajucca, musić, biełarusy my ci ruskija“. I vyrazna patrosšy kaniec abrusa, skazaŭ da hišpancaŭ: „Rus“,— a pad toje słova susiedzi Ivan Šyman i Južyk Pavieł zakivali hałovami: biełarusy!» Tak jak by i parazumielisia. Na tym i razyšlisia, uzajemna kivajučy adny adnym hałovami. Ludzi, sarvanyja kryvavaj pavodkaj vajny ź Piryniejaŭ, i tutejšyja chlebaroby, pa ziamli jakich spradvieku z Uschodu na Zachad i z Zachadu na Uschod išli vajary, nieśni hałovy pad mieč najčaściej nie za svaje, a za čužyja intaresy.
Było toje niedzie ŭ kancy leta
Byŭ kaniec žniŭnia, apošni śpieły jabłyk ružavieŭ na staroj dziedavaj jabłyni, jak da nas na padvorje zajšli dvoje, cyvilny ŭ supravadžeńni sałdata. Spytaŭšy, chto jość haspadar, cyvil skazaŭ: «Niamieckaja ŭłada zahadvaje zdać radyjoprymač №taki-ta-taki» . Naš detektarny ŭraz źnik u sałdackim zaplečniku. Akazvajecca, naša radyjoskrynačka sa słuchaŭkami ŭžo ŭličana ŭ śpisach niejkaj struktury Rejcha jak patencyjny srodak suviazi z vonkavym śvietam. Baćka kamientavaŭ toje zdareńnie słovami: «Chočuć, kab słuchali adno ich kamandu».
Tut było jak by ŭsio jasna. A voś niekalki dzion raniej adbyłasia pryhoda, što mianie, pryznacca, biantežyła.
U nas na dvare sabralisia ludzi, viaskoŭcy i prapanavali baćku być jak by pradstaŭnikom ich pierad niamieckaj uładaj. Mabyć, pamiatała vioska baćkava zastupnictva za jaje kroŭnaje pry palakach. Baćka tady byŭ davieranym vioski, kali jana sudziłasia z panam za siervitut. Jašče pierad schodam maci z baćkam niešta abmiarkoŭvali, i ciapier baćka ćviorda vykazaŭ ludziam svaju niazhodu na ich prośbu. Skazaŭ, kab vybrali dla hetahaDa taho ž dla słužbovych patreb jamu abiacali vydać rovar. Mieć rovar było majoj maraj. Jašče bolšaj, čym niekali łyžy. Tady, kali mnie mocna zažadałasia, baćka adrazu vystruhaŭ ich na varštacie i ŭračysta abjaviŭ: «Maješ jasianiovyja, zdoleješ na ich biehać ź vietram na pierahonki». Tym časam viecier nie abhaniaŭsia, pakul navučyŭsia na ich kročyć, časam stanavilisia nažnicami, i ja lacieŭ pamirnosam u śnieh. Z rovaram nie vyjšła, škada. Paźniej ja ŭrazumieŭ baćkavu ŭpartaść pierad schodam. Mieŭ racyju, što nie pahadziŭsia tady z hramadoj.kaho-niebudź inšaha. Mnie było nie zrazumieła, čamu baćka admaŭlajecca ad davieru, jaki vykazali jamu ludzi, susiedzi.
Što da šefa novaŭładnaj tut struktury, sołtysa, to jon niabavam byŭ vybrany ci chutčej pryznačany. Mnie razam z usimi daviałosia bačyć jaho ŭ našaj chacie na schodzie. Pierad sabranymi stajaŭ pažyły, siaredniaha rostu čałaviek u kamizelcy z aŭčyny. Jak na kij, jon abapiraŭsia adnoj rukoj na staruju zašmalcavanuju strelbu, šapialaviačy, niahučna pramaŭlaŭ da ludziej. Peŭna, davodziŭ niejkija patrabavańni novaj ułady, bo časam čułasia adno, što zapomniłasia mnie słova «paradak». Byŭ heta Aŭhust z susiedniaj vioski Michnievičy. Jašče ŭ tuju vajnu jon, kajzieraŭski sałdat, prystaŭ naŭprymy da tutejšaj žančyny. Za dvaccać ź liškam hadoŭ u biełaruskim viaskovym asiarodździ Aŭhust naturalizavaŭsia. Havaryŭ
Tak pry pieršym aryšcie dziadźki Mikałaja Hiermana, muža majoj chrosnaj, Aŭhustu ŭdałosia jaho vybavić.Kola Hierman, rodam z Zarudzič, haduniec paeta,
Ciotka Viera, nie marudziačy, pajšła ŭ Michnievičy da Aŭhusta, i toj na pieršym časie vyratavaŭ svajho byłohaHetym razam adnačasna z samim Aŭhustam. Kazali, śpiecsłužby, peŭna hiestapa, raskapali minułaje stalara, uviedali, što byŭ jonvučnia-stalaruka . Ale takoje ŭdałosia tolki raz. Partyzanki, choć by na znak, u toj čas u nas jašče nie było. Dziadźka Mikałaj, pomnicca mnie rosły, čarniavy, siadzieŭ cicha. Nidzie ni schinuŭsia. Praz peŭny čas jaho ŭ druhi raz aryštavali.
Razmovy nie atrymałasia. «Hierman Mikałaj — kamunist, vorah Hiermanii i novaj Jeŭropy. Hutarki ab jaho zvalnieńni być nie moža. Ni pry jakich umovach…»Biednaja chadajnica adčuła biaśsille tut važkaha vysakarodnaha mietału. Moh być jon dziejsny pry vykupcy radavoha vajennapałonnaha
Byŭ čas, i jon doŭžyŭsia ŭžo niekalki dziesiacihodździaŭ, kali žyćcio asobnaha čałavieka było nadta mała čaho varta. I heta ŭśviedamlałasia nie tolki daktryniorami realnych palityčnych sistem, zapanavałych u Jeŭropie, ale takim jano było i ŭ vačach narodu paspalitaha, prostych ludziej.
Kamientary